piątek, 16 grudnia 2016

Inspiracje

Każdy hobbysta, od czasu do czasu, otrzymuje zapytania typu: "skąd Ci się to wzięło?". Spotyka to najczęściej osoby o względnie nietypowych zainteresowaniach. Czasem słyszę, że ktoś po prostu zaczął się czymś interesować i w końcu przerodziło się to w hobby. Być może te fascynacje w części z nas tkwią uśpione do czasu tzw. złapania bakcyla. Bywa, że przez dzieje losu nasze zainteresowania w ogóle nie mają szansy na rozwiniecie, a czas na hobby przychodzi dopiero "na emeryturze". Źródeł moich fascynacji upatruję we wczesnej młodości, a wpływ na nie miały z pewnością podróże, ciekawość i obserwacja zmieniającego się otoczenia.

Urodziłem się w 1980 roku w Poznaniu i niedługo po tym zamieszkałem w ówczesnych Krzystkowicach w województwie zielonogórskim. Ówczesnych, gdyż w 1988 roku miejscowość została wchłonięta w obszar jednego miasta - Nowogród Bobrzański. Częstym celem moich rodzinnych wyjazdów był jednak Poznań i być może już te podróże zatliły we mnie iskierkę zainteresowania do środków transportu. 

Podczas wakacyjnych pobytów w Poznaniu z ciekawością obserwowałem życie miasta, w tym w szczególności tramwaje, samochody i pracę służb komunalnych. Były to lata 80., więc na ulicach królowały kultowe dziś auta PRL-u. Dla zabawy rozpoznawałem samochody po dźwięku silnika, a wieczorem, po świecących światłach. Co prawda, nigdy nie zostałem fanem samochodów, ale Syreny, Warszawy, Fiaty, Żuki i inne pojazdy z tego okresu darzę wielkim sentymentem. Szczególnie fascynowały mnie nagryzione zębem czasu samochody, pozostawione na pastwę losu na osiedlowych parkingach. Na przełomie lat 80/90 wiele takich wraków zapuszczało korzenie na chodnikach wzdłuż bocznych ulic. Dziś są to często poszukiwane przez kolekcjonerów rarytasy. Jednym z moich ulubionych zajęć było przyglądanie się pracy śmieciarki. Przez wiele lat był to Czechosłowacki sprzęt, a dziś wiem konkretnie - Škoda 706 RTK BOBR, później LIAZ 110. Te podjeżdżające pod blok wozy i praca bębna mielącego śmieci utkwiły szczególnie w mej pamięci, a fascynacja służbami komunalnymi z tego okresu w jakieś części pozostała we mnie do dziś.

Podobnym sentymentem darzę autobusy komunikacji miejskiej, którymi miałem okazję podróżować z babcią "na działkę" w pod-poznańskim Żabikowie. W pamięci pozostał mi obrazek wiśni, które wysypane siłą odśrodkową powstałą na zakręcie, turlały się po całym autobusie. Tym autobusem był kultowy dziś "ogórek" czyli Jelcz 272 MEX z drzwiami otwieranymi pneumatycznie. Pamiętam, że autobusy te dość gwałtownie zniknęły z miejskiego krajobrazu, bo przy mojej kolejnej wizycie w Poznaniu już ich nie było. Znalazłem gdzieś informację, że ostatnie ogórki zjechały z poznańskich ulic w październiku 1985 roku, a rok wcześniej było ich jeszcze 26 sztuk. Znalezienie tej informacji uświadomiło mi jak daleko w dzieciństwo można sięgać pamięcią. Przez kolejne lata na "działkowej" linii nr 56 Górczyn - Żabikowo podróżowałem już tylko Ikarusami 260, które dziś są już chyba równie kultowe co ogórki. Obserwowanie ruchu pojazdów na pętli Górczyn fascynowało mnie tak samo, jak śledzenie pracy śmieciarki.

W roku 1987 przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania w Krzystkowicach. Już pierwszego poranka obudził mnie dźwięk drgającej szyby w moim pokoju. Wpadająca w rezonans szyba w drewnianej ramie okiennej dzwoniła co jakiś czas, a w tle słychać było basowe dudnienie. Widok przez okno ukazał poruszający się wolno pociąg towarowy, który raz po raz wyjeżdżał i chował się na pobliskiej stacji. Blok, w którym zamieszkaliśmy był oddalony około 100 m od stacji kolejowej, a z okna mojego pokoju widać było semafor wjazdowy i odcinek toru na nasypie. Dudnienie, które mnie obudziło, pochodziło od dwusuwowej lokomotywy ST44, przetaczającej każdego dnia wagony towarowe. To chyba od tego momentu moja przygoda z koleją zaczęła się rozwijać na dobre, gdyż większą cześć czasu zacząłem spędzać na pobliskiej stacji Krzystkowice.

Obserwacja ruchu pociągów i sygnałów na kształtowych semaforach była moim pierwszym źródłem wiedzy na temat zasad funkcjonowania kolei. Ulubionym miejscem obserwacji była okolica przejazdu kolejowego przy drodze na Lubsko. Przejazd był zamykany mechanicznie korbą z pobliskiej nastawni, a metalowe drągi rogatkowe (szlabany) posiadały jeszcze charakterystyczną "firankę" zabezpieczającą przed wchodzeniem na tory. Przez około 3 lata mogłem jeszcze obserwować parowozy serii Ol49, które kursowały z lokalnymi pociągami osobowymi z Żagania do Zielonej Góry. Później pojawiły się spalinowe maszyny serii SU46, które regularnie prowadziły pociągi pasażerskie na tej trasie. W ruchu towarowym, do 1994 roku, dominowały wspomniane wyżej ST44, które przywoziły wahadła cementu i wywoziły ostatnie transporty wielkiej płyty z pobliskiego Fadomu. W międzyczasie stację Krzystkowice przemianowano na Nowogród Osiedle. Co ciekawe, szkoła podstawowa do której chodziłem również znajdowała się przy torach, więc w czasie lekcji mogłem obserwować ruch pociągów.

W pierwszej połowie lat 90. podstawowym środkiem transportu w mojej rodzinie był już samochód osobowy Wartburg 353S. Ten charakterystyczny pojazd, o jasnozielonym lakierze, szczególnie utkwił w mojej pamięci, tak jak trasy którymi najczęściej podróżowaliśmy. Chociaż źródeł zainteresowań transportem upatruję we wcześniejszych podróżach pociągiem, to jednak fascynacja kolejowym światem z pewnością narastała poprzez obserwacje jego fragmentów z okna naszego Wartburga. 

Celem rodzinnych podróży z Nowogrodu Bobrzańskiego był głównie Poznań lub Leszno, a w okresie wakacji Kołobrzeg bądź Międzyzdroje. Podróżując autem pomiędzy wspomnianymi miastami mogłem obserwować linie kolejowe, które nierzadko biegły wzdłuż drogi. Już wówczas, patrząc na zarośnięte jednotorowe szlaki i pojawiające się gdzieniegdzie semafory kształtowe, wyczuwałem ich drugorzędny charakter. Z czasem nauczyłem się wypatrywać charakterystycznych elementów infrastruktury kolejowej, jak budynki z czerwonej cegły czy słupy teletechniczne, co ułatwiało śledzenie przebiegu takiej linii w czasie jazdy samochodem. Przemieszczaliśmy się głównie po terenie ówczesnych województw: zielonogórskiego, poznańskiego, leszczyńskiego, a w wakacje również gorzowskiego i szczecińskiego, dlatego w pamięci utkwiły mi, typowe dla tego obszaru, fragmenty lokalnych linii kolejowych, na których już wówczas trudno było spotkać jakiś pociąg. 

Dziś praktycznie cała wiedza na temat kolei jest dostępna w Internecie, natomiast ja i moi rówieśnicy załapaliśmy się jeszcze na czas, w którym trzeba było samemu kombinować i zdobywać informacje. To były cenne doświadczenia, które pobudzały wyobraźnię i kreatywność. Pierwszym i ważnym źródłem wiedzy była dla mnie stara instrukcja sygnalizacji stosowanej na PKP. Instrukcję E-1 pożyczył mi jeszcze w podstawówce kolega z klasy, którego mama pracowała na kolei. Dzięki tej książce poznałem w końcu znaczenie wskaźników i sygnałów, których wcześniej mogłem się tylko domyślać. Tajniki kolejowego świata zgłębiałem później dzięki książkom zakupionym w antykwariacie oraz z "Parowozika", który do dziś jest wydawany jako miesięcznik "Świat Kolei". W połowie lat 90. do ogólnego zainteresowania koleją doszedł wątek modelarstwa, w tym kolejka w skali H0 firmy Piko, wizyty w Składnicy Harcerskiej w celu nabycia akcesoriów modelarskich oraz pierwsze próby sklejania modeli plastikowych i kartonowych. Ta chęć odwzorowania kolejowego świata w domu, powróciła do mnie po latach.

Z pewnością szaro-bura estetyka PRL-u w jakiś sposób wpłynęła na mój sposób postrzegania otoczenia. Zmiany jakie dokonywały się w latach 90. zwróciły moją uwagę na przemijanie krajobrazu i zmotywowały do chwycenia za aparat fotograficzny. Pewnego razu zauważyłem, że z ulic Poznania zniknęły neony, które uwielbiałem oglądać jadąc wieczorową porą tramwajem po ulicy Głogowskiej. W zamian pojawiały się pstrokate reklamy i szyldy, w tym również na tramwajach, które dotąd były jednolicie zielone. Pociągi przestawały być oliwkowo - szare a zaczynały być kremowo - zielone i czerwone. Z ulic znikały przerdzewiałe wraki Moskwiczy i Warszaw, a pojawiły się kolorowe wozy zza zachodniej granicy. Na fasadach kamienic rozpoczął się wysyp anten satelitarnych... 

W czasach przedinternetowych, artykuł "Szlak połamanych semaforów" opublikowany w 1993 roku we wspomnianym "Parowoziku", był dla mnie znakomitym źródłem inspiracji i chyba jednym z większych impulsów do rozpoczęcia fotografowania kolei. Niezwykle sugestywny opis ze stacji Gołdap, okraszony czarno-białymi zdjęciami, rozbudził ciekawość i zmotywował do działania. Za aparat chwyciłem w 1994 roku i od tego czasu w miarę możliwości dokumentuję interesujące mnie obiekty i scenki z kolejowego świata.


W wieku 15 lat po raz pierwszy wspiąłem się po drabinie na dach naszego dwupiętrowego bloku skąd 
rozciągał się lepszy widok na kolejowy nasyp. Wówczas zrobiłem to zdjęcie pociągu osobowego 
relacji Zielona Góra - Żagań z lokomotywą ST43 na czele.

Po skończeniu w 1995 roku podstawówki, wybór szkoły średniej był tylko jeden - Technikum Kolejowe w Poznaniu. Pomimo obiekcji rodziców, nawet nie rozważałem innej możliwości, a 5 kolejnych lat spędzonych w poznańskiej kolejówce było dla mnie wspaniałym okresem. W piwnicy szkoły siedzibę miał Poznański Klub Modelarzy Kolejowych, który oprócz modelarzy zrzeszał wszelkich innych pasjonatów transportu kolejowego i komunikacji miejskiej. Tam mogłem nawiązać ciekawe kontakty i dowiedzieć się czegoś więcej. To wówczas odkryłem możliwość udziału w kolejowych imprezach, które dawały szansę fotografowania i przejechania się nieczynnymi już odcinkami linii kolejowych. Stopniowo sam zacząłem podróżować po całej Polsce  w miejsca, które miały wkrótce zniknąć z kolejowej mapy. Były to linie lokalne, po których kursowało już tylko kilka pociągów na dzień. Wielu miejsc nie odwiedziłem z niezwykle błahych powodów, czego dziś niezmiernie żałuję. Z pozostałych wypadów pozostały jakieś zdjęcia, których ilość była ograniczana tradycyjną techniką wykonania, a w zasadzie jej kosztami. W czasach przedcyfrowych, bez zabawy w domową ciemnię fotograficzną, jedyną możliwością był zakup kliszy i zlecenie wywołania i odbitek w foto-labie. To zmuszało mnie do oszczędnego dobierania kadrów, a często rezygnacji z pstrykania. Do tego dochodziły błędy w naświetlaniu, wady materiału i sprzętu, które zniszczyły niestety wiele prac, dziś nie do powtórzenia.

Część z wykonanych przeze mnie zdjęć zacząłem od 2004 roku publikować w Internecie. W tym samym czasie powstawało wiele rodzimych stron z galeriami kolejowymi. Nie chciałem wówczas tworzyć kolejnej strony - mieszanki zdjęć z całej Polski, więc postanowiłem skupić się wyłącznie na kolejowym węźle żagańskim tj. mojej najbliższej okolicy. Z racji sporego zagęszczenia niezelektryfikowanych linii kolejowych i królującej tam od lat 90. trakcji spalinowej, nazwałem ten serwis Diesel Eldorado. W ten sposób powstała tematyczna strona, która przez pierwsze lata funkcjonowania zyskała stałe grono odwiedzających. W roku 2016, a więc po 12 latach prowadzenia tej strony stwierdziłem, że formuła strony się wypaliła. Jako epilog tego tematu uznałem fakt rozpoczęcia fizycznej rozbiórki żagańskiej lokomotywowni. Nie oznacza to jednak mojej rezygnacji z publikowania zdjęć, ale zmianę jej formy i rozszerzenie tematyki. O ile w czasach szkolnych i studenckich można było sobie pozwolić na ganianie z aparatem i hobbystyczne tworzenie strony internetowej, o tyle obowiązki rodzinne i zawodowe ograniczają ten czas do weekendów i urlopu. Uznałem, że popularna ostatnio forma szablonowego bloga będzie rozwiązaniem optymalnym, który pozwoli mi na w miarę szybkie wrzucanie zdjęć i treści.

Planuję zatem opróżnić nieco szufladę i podzielić się wspomnieniami z wypadów na sieć kolejową Polski w drugiej połowie lat 90. oraz w pierwszej dekadzie XXI wieku. Część zdjęć będzie znana z wcześniejszych publikacji, dlatego postaram się uzupełnić je komentarzem. Ponadto zamierzam rozszerzyć tematykę o modelarstwo, którym zacząłem się ponownie interesować oraz inne aspekty, dla których wspólnym mianownikiem będą moje Klimaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz