niedziela, 10 lutego 2019

Leszno i okolice w grudniu 1995 roku

Nadejście nowego roku i poprzedzający go świąteczny okres przypominają mi czasy, w których spędzałem te wolne dni u rodziny w Lesznie. To wielkopolskie miasto z dużym węzłem kolejowym, było jednym z ważniejszych miejsc, które ukształtowały moją fascynację klasyczną koleją. Choć większość rodzinnych podróży do Leszna odbywaliśmy autem, to zdarzały się również przejazdy pociągiem, zawsze linią od strony Głogowa. W pierwszej połowie lat 90. w niezelektryfikowanej części stacji królowały lokomotywy SU/SP45. Wówczas jeszcze widok tych lokomotyw nie był dla mnie powszechny i początkowo kojarzyłem tą serię tylko z rejonem Leszna. W latach 90. stacjonowało ich tam całkiem sporo.

Kiedy więc w okolicy Świąt Bożego Narodzenia 1995 roku, ponownie zjawiłem się w Lesznie, nie omieszkałem wyrwać się choć na chwilę na dworzec kolejowy. Na celownik wziąłem pociąg pod parą, który docierał tam codziennie z Wolsztyna. Informował o tym dodatkowy odnośnik w sieciowym rozkładzie jazydy: "Pociąg prowadzony trakcją parową - lokomotywa z Parowozowni Wolsztyn". Z Wolsztyna pociąg ten przyjeżdżał jako nr 33042 o godzinie 13:40, a wracał o godzinie 15:45 jako nr 33045. Była to wówczas jedyna para pociągów na tej trasie obsługiwana parowozami. Odjazd pociągu do Wolsztyna następował tuż przed zachodem słońca, którego ostatnie promienie świeciły centralnie w obiektyw. W takich warunkach w dniu 23 grudnia 1995 roku cyknąłem zdjęcie parowozu Ol49-81 z piętrusem stojącym przy peronie 4. Podczas ruszania pociągu, zgubiłem ostrość, bądź zaparował mi obiektyw, więc nieudany efekt końcowy zaliczam dziś do kategorii impresji kolejowych.



Na stację wybrałem się również kolejnego dnia, a więc w wigilię Bożego Narodzenia. Do dworca miałem jakieś 2 km co zajmowało około 25 minut piechotą. Żeby nie opóźniać rodzinnej kolacji postanowiłem tym razem złapać pociąg przyjeżdżający z Wolsztyna o godzinie 13:40. Wówczas na czele piętrusa pojawiła się Ol49-7. Zrobiłem jej dwa zdjęcia dosłownie zza płotu, aby nie szwendać się po torach. Pierwsze zdjęcie, chwilę po przyjeździe na stację, a drugie podczas manewrów, przy nastawni Ls1.



W pierwszy dzień Świąt postanowiłem wybrać się nieco dalej, aby złapać pociąg pod parą gdzieś na szlaku. Po przejściu przez przejazd kolejowy na drugą stronę stacji, poszedłem uliczkami wzdłuż torów w kierunku wylotu linii na Wolsztyn. Nie znajdując po drodze żadnego motywu do zdjęcia, rozważałem nawet dojść do Wilkowic. Była to pierwsza stacja zlokalizowana w odległości 5 km za Lesznem. Klucząc po leszczyńskim Zatorzu zrobiłem jednak nieco więcej kilometrów i do Wilkowic bym już nie zdążył dojść przed pociągiem. Dotarłem jednak do innego ciekawego miejsca, którym był nieczynny posterunek odgałęźny Marysiewice. Posterunek ten zlokalizowany w 3,5 km linii Leszno - Wolsztyn odgałęział łącznicę nr 818 Marysiewice - Leszno LoG. Łącznica umożliwiała niegdyś bezpośredni przejazd pociągów towarowych z kierunku Wolsztyna na linię nr 14 w kierunku Krotoszyna tj. z pominięciem stacji Leszno. Odgałęzieniem łącznicy na jej drugim końcu sterował posterunek LoG. Rozjazdy umożliwiające wjazd na łącznicę z linii nr 14 zlikwidowano w 2007 roku. Obsadę nastawni LoG (pod koniec Ls8) utrzymywano do końca roku 2008, ze względu na pełnienie innych funkcji ruchowych na linii 271 Wrocław Gł - Poznań Gł. W roku 2015 wyburzono tą nastawnię.

Posterunek Marysiewice wyposażony był w niewielką nastawnię z mechanicznymi urządzeniami sterowania ruchem. Na budynku z bladożółtą elewacją i zabezpieczonymi oknami zachował się napis z nazwą posterunku odgałęźnego. Sterowano z niego trzema semaforami kształtowymi U,W i V oraz jednym rozjazdem. Parterowe usytuowanie urządzeń wymagało zastosowania naprężaczy zewnętrznych, których naliczyłem 5 sztuk. Zapewne trzy z nich naprężały pędnie semaforów, a dwa napęd rozjazdu i jego rygla. W obrębie Marysiewic znajdowały się również tarcze ostrzegawcze odnoszące się do semaforów z sąsiednich posterunków ruchu. Tarcza ostrzegawcza do semafora wjazdowego nieczynnej stacji Wilkowice była unieważniona krzyżem. Maszt jednokomorowej tarczy świetlnej, odnoszącej się do semafora osłaniającego wjazd na linię nr 14, wykorzystałem do wykonania zdjęcia z góry. W ten sposób zrobiłem zdjęcie pociągu Wolsztyn - Poznań, który prowadziła tego dnia Ol49-81. Kadr nieszczególny, ale widać m.in. odgałęzienie łącznicy i skreśloną tarczę od semafora z Wilkowic. Dziś to miejsce jest bardziej zarośnięte i zdekompletowane, choć położony na uboczu budynek się zachował.


Kilka minut po przyjeździe do Leszna pociągu z Wolsztyna, na szlak wyruszał pociąg nr 33037 relacji Leszno - Zbąszynek. Zaczekałem na niego w  Marysiewicach, choć do końca nie mogłem zdecydować się na jakiś konkretne ujęcie. W efekcie nie zmieściłem w kadrze całości czterowagonowego składu i zdjęcie wyszło byle jakie. Widać na nim semafor na łącznicy i kikut semafora przy linii nr 359 od strony Leszna. Pociąg prowadziła tego dnia leszczyńska SU45-216. Na tym zakończyłem mój wypad i wróciłem już bez robienia zdjęć.


Następnego dnia, z samego rana, wybrałem się do oddalonego o 47 km Wolsztyna. Pociąg nr 33041 odjeżdżał z Leszna o godzinie 6:37 żeby o 7:40 dotrzeć do Wolsztyna. W zamyśle PKP był to chyba taki "szkolniak", gdyż w okresie wakacji kursował około 3 godziny później. Autorzy rozkładu jazdy nie uwzględnili jednak innych dni wolnych od szkoły, jak święta czy ferie zimowe, w które ten pociąg również dowoził na 8 rano do Wolsztyna. Dzięki temu mogłem zrobić sobie w okresie świąt wypad na parę godzin do Wolsztyna. W rozkładzie jazdy 1995/1996 z Wolsztyna kursowały 4 pary pociągów w kierunku Grodziska Wlkp. i po 5 par w kierunku Leszna i Zbąszynka. Tabele z rozkładem jazdy do Nowej Soli i Sulechowa świeciły już pustkami, a na ruch towarowy w okresie świąt nie liczyłem.

Pierwszy pociąg z Poznania wjechał do Wolsztyna prawie równo z tym, którym przejechałem z Leszna. Następny pociąg miał się tu pojawić dopiero o godzinie 10:02. Był to kolejny pociąg z Poznania, prowadzony tym razem parowozem, który wyjechał stąd o godzinie 5:05. Miałem więc ponad 2h, aby poszwendać się po okolicy i znaleźć jakieś miejsce do zdjęć. Na stacji nic się nie działo, więc zrobiłem tylko fotkę zaszronionych parowozów: giganta Ty51-223 i malucha TKi3-87. Oba parowozy, choć wygaszone, były jeszcze sprawne i używane do prowadzenia pociągów specjalnych. Jeden rozpalony parowóz był schowany za drzwiami parowozowni.



Na zdjęciu za parowozami widać fragment schowanej SU45-195, która przyprowadziła poranny pociąg z Poznania. Lokomotywa ta wróci do Poznania z pociągiem nr 4445 o godzinie 15:21. Wówczas poznańskie SU45 i SU46 prowadziły codziennie tylko jedną parę pociągów do Wolsztyna. Pozostałe obiegi, w tym jeden krótki do Grodziska Wlkp., były rozpisane na dwa parowozy z Wolsztyna. Jeden z nich pojechał do Poznania, a drugi był schowany w parowozowni, po obsłudze porannej pary pociągów Wolsztyn - Zbąszynek - Wolsztyn. Korzystając z wolnego czasu poszedłem wzdłuż torów do miejsca, w którym rozchodzą się trzy linie kolejowe. Linia kolejowa nr 357 w kierunku Poznania wychodzi z Wolsztyna szerokim łukiem, aby w okolicy wsi Adamowo przeciąć górą linie nr 359 w kierunku Leszna i nr 371 w kierunku Nowej Soli. W czasach gdy w każdym kierunku był większy ruch pociągów, było to wygodne miejsce do fotografowania. Ja złapałem tu wówczas na wiadukcie parowóz Ol49-7 z pociągiem nr 4442 z Poznania i poczekałem około półtorej godziny na pociąg jadący w przeciwnym kierunku. Pociąg nr 4443 relacji Wolsztyn - Poznań poprowadził tym razem parowóz Ol49-81, który wcześniej był schowany. Złapałem ten skład w szerokim kadrze, jak wspina się po łuku tuż za Wolsztynem.




Pociąg do Poznania minął mnie około 11:40. Następnym był pociąg nr 33042 do Leszna, który odjeżdżał o godzinie 12:38, a dwadzieścia minut po nim pociąg nr 33035 do Zbąszynka. Skład do Zbąszynka przechodził prawdopodobnie z porannego pociągu, którym przyjechałem z Leszna. Podszedłem więc bliżej stacji, aby mieć szanse złapać oba wspomniane pociągi. Do Leszna pojechała Ol49-7 z piętrusem, co uwieczniłem w charakterystycznym dla Wolsztyna miejscu z trzema semaforami wjazdowymi, po czym udałem się na drugi koniec stacji.



Pociąg do Zbąszynka złapałem na wylocie z Wolsztyna w okolicy wiaduktu nad torami. Czterowagonowy skład wagonów Bdh prowadziła SU45-216, którą sfotografowałem dzień wcześniej w Marysiewicach. Tą maszynę skreślono ze stanu 3 lata później i fizycznie zlikwidowano ją w 2000 roku. Nie było to jednak moje ostatnie spotkanie z tym wozem, gdyż złapałem go w tej okolicy jeszcze raz w maju 1998 roku z pociągiem Leszno - Zbąszynek. 



Następny pociąg przyjeżdżał do Wolsztyna dopiero za dwie godziny i był to 33037 relacji Leszno - Zbąszynek. Pociąg ten miał ponad 20 minutowy postój w Wolsztynie, więc mogłem go złapać na wjeździe i wyjedzie ze stacji. W ten sposób powstały dwa ujęcia tego pociągu z lokomotywą SU45-147 na czele. W kabinie lokomotywy widoczna jest mała choinka, która w okresie świąt pojawiała się w okolicach pulpitów lokomotyw PKP. Takie świąteczne dekoracje funkcjonowały w czasach planowej obsługi maszyn przez te same drużyny. Dziś już się chyba nikt w to nie bawi.




Po odjeździe pociągu do Zbąszynka, miałem ponad 40 minut czasu do przyjazdu pociągu przeciwnej relacji, którym już po ciemku wróciłem do Leszna. Z tych kilku świątecznych wypadów pozostało parę zdjęć i wspomnienia. Nie zapomnę komicznej sytuacji, kiedy pokazywałem później te zdjęcia na spotkaniach w Poznańskim Klubie Modelarzy Kolejowych, a ktoś po spojrzeniu na daty ich wykonania wyraził zdumienie wobec takiego angażowania się w hobby. No bo zdjęcia zdjęciami, ale to już przesada żeby nawet w Wigilię jeszcze biegać za pociągami aparatem... Rozbawiło mnie to, gdyż nie jechałem specjalnie na te zdjęcia. Co ciekawe, na trasie Wolsztyn - Leszno i Wolsztyn - Poznań do dziś można spotkać parowóz Ol49 z planowym pociągiem. Za to dość niespodziewanie i szybko zniknęła całkowicie z planowego ruchu seria SU45. Niestety nie zanosi się na zachowanie choć jednej sprawnej maszyny tej serii do celów muzealnych, a przecież kolej to nie tylko parowozy. 

Krótko po tym wypadzie, wybrałem się do Żar o czym wspominałem już w jednym z poprzednich wpisów